„Studia artystyczne to nie tylko edukacja, dają rozwój osobisty i modelują postrzeganie świata” mówi Mateusz Latocha, grafik cyfrowy, projektant odzieży, sportowiec i…„fotomanipulator”, zdobywca nagrody głównej w międzynarodowym konkursie Cover art.Photo, student kierunku #Grafika w Wyższej Szkole Technologii Informatycznych w Katowicach.
O pogodzenie studiów z pracą, o rozwój artystyczny i zawodowy, o IntroFestival, współpracę w grupie i realizację poza-zawodowych zainteresowań pyta Grażyna Studzińska-Cavour.
WSTI: Mateusz, wyobraź sobie, że masz trzy dni wolnego... Co robisz?
ML: Planuję jeden, z dwóch wariantów. Pierwszy to zorganizowanie wyjazdu do jakiś trzech opuszczonych obiektów w celu eksplorowania. W każdy dzień jeden kompleks. Drugi wariant, to przejście Szlaku Orlich Gniazd... pieszo :). Bardzo lubię długie spacery, a to byłby dobry cel. I tak chciałbym go kiedyś zrealizować.
WSTI: Czy to w ogóle możliwe w Twoim przypadku?
ML: Poprzez odpowiednie zaplanowanie obowiązków i pracy myślę, że każdy byłby w stanie zorganizować sobie taki czas. U mnie organizacja, to raczej nie problem.
WSTI: Jak wygląda zwykły tydzień Mateusza Latochy, studenta Grafiki WSTI?
ML: W tygodniu, przed, albo po pracy głównie zajmuję się grafiką. Bywały czasy, że każdą wolną minutę przeznaczałem na nią. Skutkowało to odłączeniem się od świata i skupianiem się tylko na jednej rzeczy. Obecnie również bardzo dużo projektuję, z tą różnicą, że wykonuję kilka zadań naraz. Próbuję jednak robić je z zachowaniem jakiejś sekwencji, sensu. W weekendy zazwyczaj mam reset i staram się nie marnować ani minuty jeżdżąc i robiąc różne rzeczy – te normalne i te „szalone”.
WSTI: Czyli 100% aktywności. Tak myślałam. Czy od razu zakładałeś, że będziesz studiować i pracować jednocześnie?
ML: Tak, doskonale wiedziałem, że idąc na studia będę musiał pogodzić je z wykonywaniem pracy. Chcę zdobyć wykształcenie niezależnie, bez niczyjej ingerencji. Bywały takie momenty, że nie dało się zintegrować tych dwóch rzeczy ze sobą, ale z odpowiednim podejściem przełożonych i wykładowców nie sprawia to większego problemu. Nie jest tak strasznie, jak niektórzy myślą :).
WSTI: Po co Ci właściwie te studia, przecież warsztat wykształciłeś na długo przed ich podjęciem?
ML: Wykształcony warsztat, to za dużo powiedziane. Na długo przed studiami miałem wiedzę techniczną z programów graficznych, które już wtedy pozwalały mi na robienie czegoś, co podobało się danemu odbiorcy. Pójście na studia, to świadome wejście w świat grafiki, do którego wcześniej nie miałem dostępu (pomijając Łebski Dizajn, który bardzo pozdrawiam). Nie poszedłem na studia po papier, bądź z myślą, że będę miał nie wiadomo jaką pracę po tym. Chciałem zdobyć i doszlifować wiedzę z zakresu grafiki, poszerzyć swoje horyzonty, poznać nowych ludzi i konfrontować z nimi różne kwestie graficzne. Nauczyłem się maniery, oglądania otoczenia przez pryzmat sztuki, uczestniczenia i bycia w świecie kultury. Na dzień dzisiejszy jestem bardzo zadowolony z podjętej decyzji, poznałem wspaniałych ludzi, którzy wierzą we mnie i przyczyniają się do mojego rozwoju.

WSTI: Fotomanipulacje, grafika cyfrowa... poszerzysz nam trochę tematykę tych haseł?
ML: Nigdy właściwie nie czytałem definicji fotomanipulacji. Dla mnie jest grafiką, która powstała z połączenia różnych fotografii, tak, by tworzyły spójną kompozycję. W skrócie jest to poddawanie zdjęć manipulacji, poprzez stosowanie różnego rodzaju efektów graficznych. To one nadają nowy wyraz i przekaz tworzonej grafice. W większości prace te mają wyraz surrealistyczny i odbiegają od tego, co można zobaczyć na codzień. Nie ukrywam, że wymaga to kreatywnego myślenia i umiejętności dobrego planowania procesu twórczego.
WSTI: Dla mnie Twoje prace, to taki realizm magiczny, coś z pogranicza jawy i snu…
ML: Proces tworzenia z wykorzystaniem fotomanipulacji, to przede wszystkim jakiś pomysł na starcie. Czasem wpada on do głowy sam, podczas np. spaceru gdy obserwuję architekturę, naturę, różne aspekty społeczne oraz pod wpływem muzyki. Była nawet sytuacja, gdy rzeczywiście miałem sen, który przełożyłem potem na piksele :). Tak więc po zaplanowaniu wizualizacji efektu finalnego, nastaje czas na szukanie, bądź wykonanie zdjęć, które będą podlegać obróbce. Nie potrafię nawet sklasyfikować rodzajów tzw. stocków, ale jest tego cały ogrom. Potem wszystko wykonuję na warstwach z użyciem odpowiednich efektów, filtrów itd. Po skończeniu obróbki obiektów, następuje czas na zabawę barwą, nasyceniem, jasnością, kontrastem na całej - już stworzonej kompozycji. Również kwestia światła jest bardzo ważna, jest to u mnie jeszcze ciągle temat do wyćwiczenia. Zdarzało się, że gdy zaczynałem tę przygodę i inspirowałem się ciekawymi pracami, drukowałem je na papierze i przymierzałem do obiektów, wyobrażając sobie, jak mogły by wyglądać według mojej wizji.
WSTI: A grafika?
ML: Grafika cyfrowa jest czymś nowym dla mnie. Zacząłem się nią interesować, by udowodnić sobie, że w takiej tematyce potrafiłbym się odnaleźć. Zalecane jest wykorzystywanie do niej grafiki warsztatowej, czyli zastosowanie techniki manualnej. W skrócie, to z reguły tworzenie od podstaw, z jak najmniejszym wykorzystaniem fotografii - ewentualnie użycie ich jako bazy. To mieszanie różnych stylów, które w efekcie dają obraz odbiegający od widzialnej rzeczywistości. U mnie grafika cyfrowa pozwala na wyrażanie i wyżycie się, danie upustu złości i emocjom. Tutaj już nie mam zaplanowanej finalnej wizualizacji, tworzę pod natchnieniem, gdy jest wena. Jeżeli chodzi o wykorzystywane fotografie, to są to raczej tekstury, które podciągam pod przekaz w danej pracy. Np. jeżeli kompozycja ma być nietrwała i ulotna, stosuję teksturę gliny, bądź popiołu. Jeżeli coś ma wstrząsnąć odbiorcą, to tnę daną warstwę na kawałki, rozwalam ją. Jak dla mnie, to nie ma tutaj rządzących reguł, standardów - każdy może zrobić to, co chce, oczywiście jeżeli praca robiona jest w konwencji grafiki cyfrowej. W tej dziedzinie i mojej twórczości, nie ma miejsca na przypadki. staram się każdy element podciągać pod dany przekaz, co pozwala mi czuć i zachować autentyczność. W tej tematyce również mam spore ambicje.

WSTI: Podpisujesz się SMR? Co to znaczy? Kto to jest?
ML: SMR jest skrótem od Samuraj, czyli mojego pseudonimu nadanemu lata temu, gdy amatorsko zajmowałem się parkourem i elementami akrobatyki. Co z tym sportem mają wspólnego samuraje? Nie mam pojęcia heh. Niemniej swoją działalność artystyczną znakuję w ten sposób. SMR to jedno z moich alter ego.
WSTI: Parkour to ciągle jeszcze Twoje hobby?
ML: Niestety, bądź stety, gdy zacząłem interesować się grafiką, wyparła ona z mojego życia inne hobby, którymi się zajmowałem, w tym parkour. W tamtych czasach również poznałem wielu fantastycznych ludzi, których poczynania do dziś napawają mnie dumą i cieszę się, że nie odpuścili tematu. Fajnie jest sobie gdzieś czasem coś skoczyć, tego się nie zapomina ;).
WSTI: Jak to było z Cover art.Photo? Liczba wyświetleń Twojej okładki jest imponująca, skąd się wziął pomysł na taką tematykę konkursu?
ML: Cover art photo był konkursem na fanpage Boba Marleya, który polegał na wybraniu najlepszego zdjęcia w tle. Finalnie było wystawiane na nieokreślony czas. Moja praca była udostępniona przez miesiąc, co przełożyło się na wypozycjonowanie grafiki w Internecie. Nie przechwalam się, ale statystyki mówią, że jest to jedna z najczęściej pobieranych tapet na świecie. Miło mi z tego powodu. Nie był to żaden pomysł na tematykę konkursu. Zrobiłem tego artworka niezależnie, a udział w konkursach jest zwykle po prostu chęcią wyjścia ze sztuką do ludzi.

WSTI: Projektujesz ubrania hip hopowe?
ML: Jeżeli chodzi o ubrania, to bardziej stylistyka streetwear, niż hip hop. Jeżeli chodzi zaś o sam rap, to udało mi się wydać dwie kolekcje w sklepie sygnowanym przez Fokusa (PFK Kompany/SMR Design). Odstawiłem teraz trochę projektowanie odzieży na bok, z zamiarem zajęcia się innymi grafikami. Planuję być może jeszcze w tym roku wrócić do tematu, gdy uda mi się ukończyć inne projekty, które zamierzam wydać.
WSTI: A czym konkretnie zajmujesz się w pracy i jak to łączysz z zainteresowaniami i kierunkiem studiów?
ML: W pracy głównie zajmujemy się drukiem wielkoformatowym i sublimacyjnym, który wymaga sekwencyjnego myślenia i poszukiwania sprzyjających firmie rozwiązań. Bardzo lubię tematykę poligrafii, pozwala ona tworzyć niekonwencjonalne realizacje, jeżeli chodzi o fakturę i kompozycję druku. Firma, w której pracuję bardzo przyczyniła się do mojego rozwoju w tym temacie, jestem im bardzo wdzięczny za możliwości, które mi dają. Mój kierunek studiów w dużej części powiela się z działem druku. Przedmioty na studiach, z którymi dotychczas miałem do czynienia stanowią dla mnie wyzwanie, jeżeli chodzi o formę wykonywanych projektów. Zawsze staram się doszukiwać nietypowych rozwiązań, dzięki którym poszerzam swoją kreatywność i nabieram nowych doświadczeń. Bardzo to lubię i mam zamiar doskonalić. Studia artystyczne to nie tylko edukacja, dają rozwój osobisty i modelują spostrzeżenie świata przez pryzmat tego świata, o którym wcześniej wspominałem.
WSTI: Przyszłość widzisz gdzie? Jakie masz marzenia?
ML: Wiem, że to będzie bardzo trudne do osiągnięcia o ile jest, ale chciałbym połączyć siebie w roli rzemieślnika i artysty. Jeden z takich moich małych celów, to być wykładowcą z zakresu oprogramowań graficznych, tworzyć sztukę, poznawać wielu ludzi. Swoją przyszłość widzę bardziej, jako wolny strzelec, freelancer, który byłby niezależny i szczęśliwy, że cały czas coś robi w tym kierunku i się rozwija. Co do marzeń... ciężki temat, nigdy nie zastanawiałem się poważnie nad tym, jakie mogłyby być. Chciałbym coś osiągnąć będąc nadal sobą. Marzenia, to cele. Spełniam je poprzez działanie.
WSTI: Takie wydarzenie, jak IntroFestival, w którym brałeś udział wraz z grupą kreatywną studentów WSTI/ASP dlaczego Cię zainteresowało, co jest ważnego w imprezach tego typu?
ML: #Introfestival jest wydarzeniem, które nie tylko skupia się na muzyce. To bardzo unikalny festiwal. Cała otoczka elementów, które budują klimat i tworzą całość dając niesamowity wymiar temu przedsięwzięciu. Organizatorzy kładą nacisk na połączenie muzyki z nowoczesnymi technologiami i sztuką audio-wizualną. Dlatego nas, jako studentów uczelni łączącej informatykę z grafiką zaprosili. To dla mnie uroczystość, z którą chciałem się zjednoczyć i pokazać się jako artysta. W imprezach tego typu ważne jest, żeby poczuć magię muzyki, sztuki, światła i potrafić odłączyć się od szarego świata. Introfestival właśnie to gwarantuje.
WSTI: Co konkretnie pokazaliście?
ML: Podzieliliśmy się na trzy grupy:
- pierwsza, czyli moja twórczość, prezentowała instalację graficzną wykonaną techniką grafiki cyfrowej. Była to moja twarz, która otwiera serię Archiwum1718, nad którą obecnie pracuję. Będzie to seria kilku grafik w formie instalacji. Będą przedstawiały moje stany emocjonalne w momencie podjęcia się dzieła. Wykonana została warstwowo na pleksie przezroczystej - każda "warstwa" przedstawiała inny element z kompozycji…
WSTI: Wspomnę, że były one przymocowane do specjalnie zrobionych profili, jedna warstwa za drugą…
ML: …tak, to skłania odbiorcę do zastanowienia się. Nad tym, co się ogląda i z jakiej perspektywy się na to patrzy. Do instalacji został specjalnie zaprojektowany karton, który w środku zawierał lampę LED. Dzięki temu można było w dobry sposób oświetlić pracę. Tutaj zostało podjętych dużo aspektów technicznych, pomagali mi przy moi znajomi z pracy, którym serdecznie dziękuję za wkład i kreatywne rozwiązania.
Drugą pracą, była fotomanipulacja przedstawiająca Bramę Słońca wykonaną na szkle, do której również została specjalnie zaprojektowana rama. Od wewnętrznej strony miała przymocowane diody LED. Sam nadruk został wykonany transparentnie - czyli bez użycia białego koloru (samym cmykiem). Już opracowanie tych dzieł to długie dni roboty z pomocą osób trzecich. Finalnie zaprojektowanie samej instalacji wraz z grafiką zajęło ponad 2 tygodnie. O Bramie Słońca już nie wspomnę.
WSTI: kto jeszcze brał udział w tworzeniu Bulwaru Sztuki?
ML: Druga grupa, czyli Agnieszka Sławek (WSTI) i Mateusz Remiszewski opracowali dwie instalacje łączące w sobie elementy rzeźby tradycyjnej i nowocześniejszego podejścia. Zastosowali doświetlenie tych rzeźb w nietuzinkowy sposób. Oświetlenie zostało umieszczone w środku, w wypadku formy gipsowej miało wydostawać się przez dziurki/nakłucia które przygotowano, a w wypadku rzeźby oklejonej bardziej przeźroczystym materiałem - światło było widoczne cały czas. Wykonano trzy formy z czego dwie były oparte na metalowym stelażu, gdzie światło przenikało całą konstrukcję, ostatnia zaś była eksperymentem opartym na symetrycznych, gipsowych kształtach. Dzięki temu, że w każdej z instalacji pojawiły się ręce - stały się one spójne tematycznie.
Grupa trzecia, czyli ekipa z ASP (Barbara Koźbiał, Piotr Koncewicz) wykonała prezentacje multimedialną, która dawała z rzutników animację na specjalnie przygotowany parawan prezentujący różne części ciała (namalowane farbą). W połączeniu z wyświetlanym obrazem dało to piorunujący efekt. Mapping pt. "Mapa ciała" na obydwu stronach parawanu poprzez medium malarskie, przedstawiała postacie ludzkie - mężczyznę i kobietę. Poprzez manipulowanie światłem i animacją, uzyskano wyraźny graficzny efekt, mający na celu wzbudzenie w odbiorcy przemyśleń na temat ludzkiego ciała, fizyczności i człowieczeństwa. Pierwszy raz na oczy widziałem połączenie grafik z obrazem z rzutnika. Zrobiło to na mnie wielkie wrażenie, przyciągało też mnóstwo zainteresowanych z miasta i spośród uczestników festiwalu.
Na miejscu znajdowały się również fotografie wykonane przez Cyryla Szymurę w technice sitodruku. Przedstawiały sylwetki kobiet. Faktura zdjęć była pokryta farbą fluorescencyjną, która była podświetlana światłem UV.
Ukłon należy się mojemu kuzynowi Cezaremu Stelmaczonkowi, który wziął na siebie zadanie około marketingowe, czyli zainteresowanie bardzo wielu odbiorców. Tłumaczył i prezentował przekaz, jaki niosły za sobą nasze dzieła. Sam byłem zdziwiony, że można w jeszcze ciekawszy sposób opowiedzieć o tym, co zostało stworzone - zarówno w aspekcie wizualnym, jak i technicznym.
W
STI: Nie da się ukryć, bulwar zmienił się dzięki Wam i ożył w mgnieniu oka.
ML: Jeżeli chodzi o formę całej ekspozycji pod szyldem naszej uczelni, to zaprezentowaliśmy wszystko w plenerze, w dobrym, strategicznym miejscu, w którym nieopodal głównej sceny znajdowała się ścieżka prowadząca na inne sceny. Warunki atmosferyczne sprzyjały nam do czasu, gdy zaczęło się ściemniać i zerwał się ogromny wiatr… Nieoczekiwanie zaczęła się burza, czyli najgorszy scenariusz. Nie przejęliśmy się tym nazbyt, ale gdy zaczęło padać, to był znak, że trzeba przerwać wystawę. Sprzęt elektroniczny poszedł w stretch i został zaniesiony do namiotu rozbitego obok, Brama Słońca również została schowana w bezpieczne miejsce, lecz jedna pleksa niestety uległa zniszczeniu. Podmuch wiatru przewrócił ją na ziemię.
Czuliśmy się zawiedzeni do czasu, gdy ekipa z ASP postanowiła ponownie rozstawić prace po rozpogodzeniu. Była pierwsza w nocy... Zmotywowało mnie to do przywrócenia Bramy Słońca w stan ekspozycji - pleksie nie dawałem większych szans. Cezary widząc całą sytuację stwierdził, że taki stan rzeczy nie może mieć miejsca i zdecydowaliśmy się również ogarnąć pleksę. Wszystko się udało. Nasza ekipa ponownie stanęła na nogi, a całość można było oglądać do rana. Wtedy dotarło do mnie, że znajduję się z odpowiednimi ludźmi, w odpowiednim miejscu. Szacun dla nich ;).
WSTI: Dobrze się bawiliście? Zostaliście zaproszeni na przyszły rok, jakie plany? Co zmienić, co poprawić, czego Cię to nauczyło?
ML: Impreza była niezapomniana, działo się tyle rzeczy, że nie sposób tego naraz opisać. Jeden z lepszych eventów tego roku, w których miałem okazję brać udział. Ukłony dla Odyseusza Olbińskiego, dyrektora festiwalu i całej ekipy. Nasza uczelnia zaprezentowała się bardzo dobrze, ekspozycje na Bulwarze Sztuki, który stworzyliśmy przyciągnęły tłumy ludzi. Interesowali się tym, co wystawialiśmy, zadawali pytania, aktywnie uczestniczyli. Na przyszły rok planujemy poszerzyć wystawę o kolejne nietypowe dzieła, które jeszcze bardziej umocnią nas w przeświadczeniu, że naszym znakiem firmowym jest kreatywność i konsekwencja. Na pewno wypada zmienić layout naszego miejsca i poszerzyć wachlarz techniczny o nowe, najlepiej niespotykane rozwiązania. Poprawiać raczej nic nie trzeba, nasz zespół w tym roku spisał się wręcz na medal. Do przyszłego roku zostaje wystarczająco dużo czasu i na pewno będziemy mogli to wszystko jeszcze lepiej zaplanować i zaprezentować. Uczestnictwo w takiej imprezie nauczyło mnie organizacji i świadomości wielkiego nakładu pracy, w celu osiągnięcia zamierzonego efektu. Bardzo dużo pracy i nerwów poszło na to przedsięwzięcie, ale opłacało się :). Jestem Ci bardzo wdzięczny za tę możliwość, a Pani dr Romaniuk za wytypowanie mnie. Miałem też szansę sprawdzić się jako lider grupy, a to nowe, ważne doświadczenie. Jestem ekstrawertykiem i praca z ludźmi jest dla mnie bardzo istotna.
WSTI: Rewelacyjnie. W takim razie już się cieszę na przygotowania do przyszłorocznej edycji IntroFestivalu. Bardzo dziękuję za wywiad i do zobaczenia na spotkaniu grupy.










